ZAOLZIE |
Polski Biuletyn Informacyjny |
dokumenty, artykuły, komentarze, aktualności |
Numer 11/2006 (35) |
CIESZYN |
23 listopada 2006 |
|
||||
UDERZ W STÓŁ... - a nożyce się odezwą. No i odezwały się. Pokryte rdzą nienawiści i patyną głupoty, mocno zazgrzytały. Wiadomo, kiedy dyletantowi brakuje argumentów, sięga po epitety. Nie lubię mocnych określeń, ale jak inaczej odczytać „święte oburzenie” Synka z Góralie na stronach portalu www.trinec.cz/diskuze/id74 po moim felietonie „Obudź się Zaolziańska Ziemio”, zamieszczonym w poprzednim numerze naszego serwisu. Dla większego smaczku, jego post z 23.10.2006, godz. 23.48 cytuję w pełnej krasie, zaś wyrobienie sobie opinii na temat autora tych słów pozostawiam Czytelnikom: „Po
delszi dobie žech zaś był na strónie zaolzie.org; fakt nie
wiym, o co tam tym autoróm idzie, bo to je prowokacja na n-tóm.
Jeśli gdosi baji nazywo czechizmy w gwarze (a že jich tu je
kupa) barbaryzmami, tak nima w głowie normalny. (Eszcze do
jednego worka „barbaryzmów” chynyli aji germanizmy, asi aby
to Czechóm nie było žol...) Jako že jo fakt nima szkopyrtok,
ale taki ekstremalny szowinizm je na granicy zdrowego rozumu, a
jeśli to tam jakisi Czesi sym tam czytajóm, to sie nie dziwim,
že potym myślóm antypolski piszóm antypolski przispiewki
jako tu na tym forum. Na zaolzie.org chcóm yny wzbudzać
nienawiść do Czechów (diobli wiedzóm po co), a to je wielko
chyba, bo to sie yny obroci proci ludzióm tustela, kierzi wubec
nie majóm do czyniynio z jakómsi zakompleksiónóm redaktorkóm
z Kaczistanu”. I jeszcze ten sam autor w poscie z 24.10 06, godz. 9.46, w odpowiedzi rajmundowi (czeskojęzycznemu uczestnikowi forum), dlaczego w naszym serwisie nie piszemy „po naszymu”, co w tym przypadku ma oznaczać obrzydliwy slang, podobny do cytowanego: „No ja, to nimože być po naszymu, bo ta szmata, co to tam pisze, wubec nima tustela, to je jakosi zakómpleksióno Polyna (ja a nawic se prziznała do sympatyji z ekstremistami w Polsce, ale to už je o czymsi inszym... Asi ji jakosi Czeszka przewziyna chłopa czi co, tymu je tako nas... :-)” Dalej już nie będę cytować. Komputer mógłby nie wytrzymać... Zapewniam autora tych niewybrednych słów, nacechowanych pogardą, właściwą spadkobiercy komunistycznej ideologii, że: chłopa móm jednego uż pomału 50 roków, a jakosi to zymnóm wydzierżoł. Miyndzy prowdziwymi Czechami móm kamratki aji kamratów, ale nie ciyrpiym szkopyrtoków (renegatów). Z nimi sie nie kamracym. Moi Starzikowie za całe dłógi życi (Starka mieli 93 roki) nie byli poza terenym nieskorszygo Zaolzio, ale mój Tata był jakisi czas za granicóm. Jak go czescy szkopyrtocy z sómsiedztwa udali niymcóm, że je twardy Polok, to siedzioł w Dachau. Aha. Uhlirzowcy po wojnie, choć my wszycy mieli „domowski prawo” - poprawnie „prawo domicylu” (my dzieci przi ojcach) - mówili na nas „bekowcy”, a mojóm Mame też nazywali Polynóm. Nic żeś synku nowego nie wymyślił! A eszcze: po naszymu sie nie mówi worek, jyny miech, abo miyszek, nie mówi sie >nie majóm<, ale >nimajóm<, a nade wszycko nima Synek z Góralie, jyny Synek z Gorolie! Tym razem użyłeś w naszej gwarze barbaryzmów, czyli naleciałości z języka ogólnopolskiego, bo – cytuję za Słownikiem języka polskiego pod redakcją prof. Witolda Doroszewskiego: „barbaryzm – wyraz, sposób jego użycia, konstrukcja składniowa obce danemu językowi (tu oczywiście gwarze – A.S.), niewłaściwe mu, przeniesione z innego języka”. Jeśli natomiast chodzi o preferencje polityczne naszego zespołu, a co za tym idzie – patriotyczne (ze słownika – patriotyzm, miłość ojczyzny, przywiązanie do swego narodu), czego się nikt z nas nie wstydzi i nie wypiera, to rzeczywiście nie jest to sprawa jakiegoś tam niedouka z trzynieckiego forum. Używanie epitetów nawet tych niby dowcipnych typu „kaczistan” na określenie legalnej władzy sąsiedniego kraju (nie sądzę by Synek z Góralie był Polakiem), wybranej w demokratycznych wyborach, świadczy po prostu o niskim poziomie intelektualnym piszącego, jest w tym przypadku - zwykłym przejawem nietolerancji wobec tych milionów Polaków, którzy na tę władzę głosowali. Czytelników spoza naszego terenu przepraszam za te „pseudogwarowe” i gwarowe wtręty. Dalej już, jeśli nawet zacytuję, to zacytuję tylko treść, bo całe forum, z którym zapoznaliśmy się w redakcji dzięki jednemu z naszych Czytelników (zwrócił nam na nie uwagę po zamieszczeniu tam epitetów pod naszym adresem) to okropna mieszanina językowa. Są przyczynki pisane po czesku, są po polsku i jest bełkotliwy slang (inaczej żargon), którego próbkę zamieściłam wyżej. Czyżby nowa fala szowinizmu? Trzynieckie forum (3nec = 3niec, czyli Trzyniec na ww. www.trinec.cz/diskuze/id74) jest przerażające. Są tu m.in. posty jakby żywcem wyjęte z powojennej, szowinistycznej ideologii czeskich narodowych socjalistów spod znaku niejakiego Františka Uhlířa ( dla precyzji znów słownikowa definicja: szowinizm – skrajny nacjonalizm wyrażający się bezkrytycznym uwielbieniem własnego narodu oraz w nienawiści i pogardzie dla innych narodów), nie pomijając ordynarnych pogróżek pod adresem polskich, zaolziańskich internautów, autorstwa niejakiego „profesora” i innych współczesnych, czeskich „europejskich demokratów”. Zarzucając zaolziańskim Polakom, że mają śmiałość pisać po polsku i domagać się swych niezbywalnych praw, gwarantowanych międzynarodowo, „profesor” mentoruje: „Doporučoval bych trochu ménĕ na sebe upozorňovat když se tady asi nemáte špatnĕ, ať to s Vaší (polské menšiny) povĕstí nedopadne jako všude jinde ve svĕtĕ /.../ Zajímalo by mě, kdy budou polské nápisy v USA, když tam máte tak silné kongresové lobby” (Chciałbym zalecić trochę mniej zwracania na siebie uwagi, bo chyba nie jest Wam tu źle, oby się to z Waszą (polskiej mniejszości) renomą nie skończyło tak, jak wszędzie na świecie /.../ Ciekaw jestem, kiedy będą polskie napisy w USA, skoro macie tam tak silne lobby kongresowe – tłum. A.S). Dedykuję te słowa czeskiego „patrioty” cieszyńskim forumowiczkom z prawego brzegu Olzy (Lapis i Miroo2, które cytowaliśmy w naszym lipcowym serwisie), pełnym bałwochwalczego uwielbienia dla niepolskich sąsiadów z lewego brzegu tej rzeki. Dedykuję je w dowód „odwzajemniania ich miłości”. „Profesora” chciałabym natomiast zapewnić, że nasze pokolenie takie pogróżki już wielokrotnie przerabiało, ale to nie my jesteśmy na Ziemi Cieszyńskiej elementem napływowym. Jeżeli natomiast chodzi o polskie napisy w Stanach Zjednoczonych, to nie jesteśmy tam mniejszością etniczną, bo te prawa w myśl standardów międzynarodowych powinny tam przysługiwać wyłącznie Indianom, a my nie domagamy się nienależnych przywilejów. Stany Zjednoczone nie są jednak jakimś tam środkowoeuropejskim zaściankiem, który bałby się na zaanektowanym terenie napisów w języku autochtonów. Nie przeszkadzają im nawet napisy w językach przybyszów ze Starego Kontynentu. Byłam, widziałam. Tam gdzie Polacy żyją w zwartych skupiskach, polskie napisy są i nikomu nie przeszkadzają, tam gdzie Polacy żyją w diasporze nie są te napisy potrzebne, ale... sama doświadczyłam. Kiedy miałam w sklepie problem z określeniem swojego zapotrzebowania, z miejsca znaleziono polskojęzycznego ekspedienta. Wystarczyła do tego zwykła uprzejmość, bez małostkowości cechującej obywateli małego kraju z wygórowanymi ambicjami, zaś napisy w językach mniejszości przysługują wszędzie tam, gdzie ta mniejszość ma swoje historyczne korzenie i nawet gdyby Wietnamczyków było w Republice Czeskiej proporcjonalnie tyle, co jest ich w sklepach przy głównych ulicach lewobrzeżnej części Cieszyna, napisy w ich języku byłyby najwyżej uprzejmością gospodarzy (tak jak polskie napisy w USA, czy nawet czeskie napisy w prawobrzeżnej części Cieszyna), a nie prawnie zagwarantowanym europejskim standardem. Tego jakoś nie mogą, a raczej nie chcą zrozumieć czescy uczestnicy trzynieckiego forum. Tyle tytułem odpowiedzi również dla Lu z 19.10. godz. 11.20, która napisała: „Promiń, ale pokud to vemu z jiného pohledu, tak třeba ROMŮ je tady i v celé republice víc než Poláků, a proč si oni nedělají nárok na nápisy v jejich řeči. Proč se ostatní dokáží přizpůsobit, ale ne Poláci /.../ Já osobnĕ když přijdu do obchodu, a někdo na mě promluví nářečím nebo polštinou – rostu. Nářečí ještĕ beru. To patří k naší kultuře, ale polština není naše kultura” (Wybacz, ale patrząc na to z innego punktu widzenia, to na przykład ROMÓW jest tutaj i w całej republice więcej niż Polaków. Dlaczego więc oni nie roszczą sobie prawa do napisów w ich języku. Dlaczego inni potrafią się dostosować, tylko nie Polacy /.../ Ja osobiście, jeśli wejdę do sklepu i ktoś do mnie przemówi gwarą lub po polsku – zaczyna mnie rozpierać. Gwarę jeszcze mogę zaakceptować. Ta jest częścią naszej kultury [czyżby? – A.S.], ale język polski nie jest naszą kulturą – tłum. A.S). Mylisz się dziecko, zaolziańska gwara jest częścią kultury polskiej. Udowodnili to naukowcy. Jeśli natomiast chodzi o Romów, to pamiętam czasy, kiedy sprowadzano ich na siłę na nasze tereny w celu resocjalizacji... Oni – jako naród wówczas jeszcze koczowniczy – nie garnęli się do ciężkiej pracy w kopalniach... Z drugiej strony Polakom, którzy mieszkają na czeskiej ziemi – w Pradze, Brnie, czy innych miejscach w „Czesku”, nawet przez myśl nie przejdzie, domaganie się polskich napisów. Tam nie są u siebie! Szczytem „intelektu” zabłysnął(ła) Madafaka. Tu w całej okazałości kłania się sienkiewiczowski Kali ze swoją filozofią dobra i zła: Jak Kali ukraść krowę to dobrze, jak Kalemu ukraść krowę, to źle. Madafaka bowiem pisze: „argument, že oni tam byli dřív /.../ a další takové /.../ jsou sice pěkné, ale to je tak všechno protože od dob co se vymyslely hranice, státní zřízení, a pod. se nehraje na to kdo byl kde první, ale v jaké zemi, teda v jakém státě žiješ. Hranice tak je stanovená, je uznávaná všemi státy, takže to, že poláci tady byli dřív je sice fajn, ale celkem nikoho to nezajímá...” (argumenty, że oni byli tam wcześniej /.../ i inne tego rodzaju /.../ są co prawda piękne, ale to wszystko, bo od czasu gdy wymyślono granice, ustrój państwowy itp. nie chodzi o to, kto był pierwszy, ale w jakim kraju, to znaczy w jakim państwie żyjesz. Granica tak została ustanowiona, jest uznawana przez wszystkie państwa, i w tej sytuacji to, iż Polacy byli tu wcześniej jest co prawda piękne, ale w gruncie rzeczy nikogo to nie interesuje – tłum. A.S.). Cóż. Nad takimi „argumentami” mimo wszystko nawet Kali (a już na pewno pies) by się uśmiał. Czy
to ekstremizm? Zastanawiam się, na czym to niby polega mój (nasz biuletynowy) ekstremizm? Na głoszeniu prawdy, która jest jedyną drogą do prawdziwego pojednania? Stare przysłowie mówi, że prawda w oczy kole. Wszak nikt z nas, ani w naszym serwisie PBI Zaolzie org., ani na innym forum, nie nawołuje do zmiany granic, chociaż obecny status Zaolzia nie ma, po 2 wojnie światowej, właściwych uregulowań traktatowo-prawnych. Nie plugawimy Czechów. Nie piszemy kłamstw. Głosimy tylko prawdę, zwłaszcza historyczną i w myśl tej prawdy domagamy się zapewnienia naszym zaolziańskim Rodakom należnych im praw, a nie tylko formalnego przyjmowania na najwyższym szczeblu państwowym uchwał i ustaw bez przepisów wykonawczych, co stosuje się w Republice Czeskiej nagminnie. - To nie my, przebrani w mundury francuskich oficerów, dokonaliśmy 23 stycznia 1919 mistyfikacji, iż najazd zbrojny na Śląsk Cieszyński firmuje ententa z 1 wojny światowej; -
to nie my napadliśmy w tym dniu zbrojnie na Polską
Ziemię; -
to nie my mordowaliśmy wtedy bagnetami polskich,
bezbronnych jeńców wojennych w Stonawie (na obecnym Zaolziu); -
to nie my słaliśmy do Polski w r. 1938 tajne
noty z propozycją zwrotu Zaolzia (patrz. PBI Zaolzie org.nr 1,
23 stycznia 2004) oskarżając później cynicznie przed całym
światem Polskę i polskich polityków o wbicie noża w
plecy w chwili hitlerowskiego zagrożenia; -
to nie my knuliśmy zakulisowo ze Stalinem przeciw
najbliższym, słowiańskim sąsiadom, potencjalnym partnerom
federacyjnym; -
to nie my prowadziliśmy oszukańcze rozmowy
dyplomatyczne, nie dotrzymując potem ustaleń;
-
to nie my stosujemy wulgarne obelgi typu „ta
szmata co tam pisze”, czy „faszistowski kecy”, których
autor prawdopodobnie nawet nie ma pojęcia co w praktyce
oznacza faszyzm, bo nie zaznał faszystowskiego bicza na własnej
skórze i zapewne
nawet, gdyby żył w tamtych czasach, kłaniałby się w pas
hitlerowskim nazistom, bo taka jego mentalność. On tylko
twierdzi, że nie jest renegatem (nima szkopyrtok), ale coś mi
tu pachnie Kożdoniem... (patrz. PBI Zaolzie org. nr 2 – luty
2004). Skądże by inaczej brała się ta ślepa zaciekłość? Szkoda, że nawet rozsądnie myślący Czesi na trzynieckim forum, może nie rozumiejąc do końca naszych intencji, dają się bałamucić takim bezkręgowcom jak Synek z Góralie. Kładę to na karb ich słabej znajomości języka polskiego, o co oczywiście nie mam do nich pretensji. Ja sama wolę się posługiwać poprawną czeszczyzną, niż – jak niektórzy forumowicze - obrażać naszą piękną, staropolską gwarę cieszyńską, określając jej mianem brzydki slang, czyli żargon (definicje ze Słownika języka polskiego: gwara to <mowa ludności miejscowej, różniąca się pewnymi cechami od języka ogólnonarodowego> - natomiast żargon to <język środowiskowy odznaczający się specyficznym słownictwem, niezgodny z ogólnymi normami kulturalno-językowymi> - w tym przypadku zarówno polskimi, jak i czeskimi). Jak więc z tego wynika, żargon to nie gwara i pisania żargonem – czego zażyczył sobie od nas „rajmund”, nazywając to pisaniem „ponaszymu”, zaakceptować nie mogę. Dziwię się więc pod tym względem niektórym polskim uczestnikom trzynieckiego forum, których cenne merytorycznie wypowiedzi są od strony językowej nie do przyjęcia. Rozumiem, że ten żargon ma w ich mniemaniu ułatwić percepcję ich tekstów czeskim czytelnikom, ale nie tędy droga. Chyba mi więc wybaczą, że fragmenty ich postów zacytuję w spolszczonej wersji, bez bohemizmów, a nawet nie tyle bohemizmów, co żargonowych dziwolągów. To po prostu nie jest po naszymu. To nie jest nasza gwara. To zwykły bełkot, którego próbkę przytoczyłam na wstępie w wykonaniu Synka z Góralie. Nie mam tu na myśli tych postów, których autorzy – pisząc po polsku – czasem popełnią jakiś błąd językowy, którym (np. u Czesila) jest bardzo często „accusativus tramtadrativus” - łączenie przeczenia z biernikiem, zamiast z dopełniaczem - co na Zaolziu jest bohemizmem, bo stosowane jest pod wpływem języka czeskiego (np. „nie dostrzega to...” zamiast „nie dostrzega tego...”), ale zapewniam tego z forumowiczów, który w swoim poście naśmiewa się w tym kontekście z Czesila, że jest to błąd popełniany nawet w centralnej Polsce. Zresztą, nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Sama nie jestem wyrocznią językową. Gdyby się za moje teksty zabrał któryś z profesorów, Miodek, Bralczyk lub inny znawca języka polskiego, choć staram się pisać rzetelnie również pod względem formy, a moje teksty nie są klecone na szybko na forum internetowym, dopatrzyłby się zapewne wielu pomyłek. Ustawa ustawą, życie życiem Jak już wspominałam, naszą uwagę na trzynieckie forum skierował jeden z Czytelników w związku z omawianym już wyżej atakiem Synka z Góralije na nasz serwis, a w szczególności na mnie. Był to jednak drobny tylko fragment toczącej się tam od dłuższego czasu dyskusji na temat wdrażania na Zaolziu polskich napisów i możliwości stosowania języka polskiego w zaolziańskich urzędach i w codziennym życiu publicznym, zgodnie z Europejską kartą języków, a nawet... zgodnie z obowiązującymi w Republice Czeskiej, ale nie realizowanymi na Zaolziu, uregulowaniami prawnymi. To ten właśnie temat, po zapoznaniu się z dyskusją trzynieckich forumowiczów, skłonił mnie do postawienia pytania: „Czyżby nowa fala szowinizmu?”. Na
początku forumowej dyskusji prym wiedzie cytowany już mentor z
nickiem „profesor” (na moje wyczucie ten ‘profesor’ nie
skończył jeszcze studiów, a może nawet szkoły średniej),
który stosuje nakazy typu: „to czeskie forum, więc prosiłbym
o czeskie posty!”, czy cytowane już „Chciałbym
zalecić trochę mniej zwracania na siebie uwagi...”. To
jemu, na jego niewybredne ataki wobec Polski i Polaków,
odpowiada Jano, niestety żargonem, więc przytaczam jego posty
w spolszczonej wersji: „Tak, i mamy tu znowu piękny przykład
czeskiej tolerancji oraz poszanowania praw mniejszości
narodowych /.../ w swoim przyczynku pośrednio porównałeś
Niemcy i Polskę, jako kraje, które w przeszłości okupowały
CzSR /.../ a może
jest zupełnie inaczej? Może dałoby się napisać, że to
Republika Czeska już od r. 1919 okupuje szmat Ziemi Cieszyńskiej?
/.../ i jeszcze jedna sprawa. Ja Ciebie nie proszę, byś pisał
po polsku, wobec czego proszę, byś mnie nie zmuszał do
pisania po czesku. No, chyba że nie uznajesz zasad obowiązujących
w całym cywilizowanym świecie...” I
dwa czeskie posty (też już podaję tylko w tłumaczeniu):
kebab – „Jano ty wole (jełopie), jesteś strasznym
ekstremistą, z treści Twoich postów wnioskuję, że nie chciałbym
się z Tobą przyjaźnić” oraz
palo: (oczywiście na skutek tego, że Jano nie wiadomo
czemu pisze żargonem) „Jano nie umie po polsku, ale jest
zażartym Polakiem”. Odpowiedź
Jana: To ja jestem ekstremistą, ja? Jak nazwałbyś w takim
razie tych, co przedwczoraj zamalowali polskie napisy w
Bystrzycy? A tych, co słysząc, iż mówię z kolegami po
polsku, tak – nawet po drodze – zwracają mi grzecznie uwagę:
„Jak to kurwa mówisz? Jesteś w Republice Czeskiej, więc
rozmawiaj po czesku”. Jak nazwałbyś „Profesora”, który
tu napisał „3nec.cz to czeskie forum, więc prosiłbym o
czeskie posty /.../” A więc jak? Są to przykłady
tolerancji, demokratycznego sposobu myślenia? Czy w ten sposób
powinno w Czesku (Republice Czeskiej) wyglądać
„dotrzymywanie standardów Unii Europejskiej”, czy też mamy
tu do czynienia z jakimiś faszystami
i z państwem, które nie wyleczyło się jeszcze z
przyzwyczajeń totalitarnych. Spójrzcie na granicę niemiecką,
duńską, lub na południowy Tyrol. Tam takie zachowanie byłoby
nie do pomyślenia. Od razu napotkałoby na opór publiczny. Tam
żaden „Profesor” nie oczekiwałby, że jego współobywatel
będzie mówił takim, lub innym językiem, gdyż wiedziałby
dobrze, iż taką postawą przynosi wstyd samemu sobie. A u nas?
U nas traktuje się to wszystko jako całkiem normalne. Właściwie
to może nic w tym dziwnego? Wszak Czesko jest
wschodnioeuropejskim krajem, gdzie obowiązują inne standardy,
takie jak u Łukaszenki na Białorusi, czy w Jugosławii za rządów
Slobo...” Kali ukraść, kalęta mieć ... Na to kebab: „Na Boga, jeżeli komuś narodowości polskiej nie podoba się życie tu w Czesku, to istnieje przecież możliwość życia po drugiej stronie granicy, w „ojczizně” (Oj przypominają się lata po II wojnie światowej, mentalność ówczesnych szowinistycznych zbirów! Też nas wypędzano z ziemi ojczystej! – A.S.) W
podobnym do moich odczuć duchu odpowiedział Jano: „Ty
Kebabie zapamiętaj raz na zawsze: my jesteśmy tu u siebie i
nikt nas stąd wypędzać nie może, zwłaszcza ten, czyja
rodzina mieszka tu zaledwie kilkadziesiąt lat, a może i mniej.
Zapamiętaj, że to Czesi przywędrowali tu z walizeczkami po
roku 1920. My Polacy byliśmy tu zawsze. Zastanów się tylko,
gdzie urodzili się Twoi pradziadkowie, dziadkowie, a może i
ojcowie? No chyba że pochodzisz z renegackiej rodziny. Jeśli
tak, to zapytaj jakim językiem mówiono w domu Twoich dziadków,
do jakich organizacji należeli...”. Odpowiedź kebaba: „OK.! Nie chciałem tu tego poruszać, lecz moi przodkowie nie byli renegatami. Żebyś wiedział, troje z moich prarodziców wywodziło się ze Śląska Cieszyńskiego, ale z powiatu frydeckiego, czyli powiatu z czeską większością, jedni pochodzili nawet z terenu należącego dziś do Polski, ale niestety nie poczuwali się do narodowości czeskiej, ani – dzięki Bogu – nie czuli się Polakami, pozostaje więc to trzecie co tu było (no comment – A.S.). Rozumiesz więc chyba, że do żadnej z organizacji, które tu wymieniasz, nie należeli” (Jano wymienił wcześniej kilka przedwojennych polskich organizacji zaolziańskich). I
jeszcze opinia jednego z czeskich „kuferkorzy”, czyli tych
co przybyli na teren Zaolzia „na walizkach” (nie autochtona)
- Moraváka: „Jakoś się nam tu ci Polacy rozpychają, nie
tylko w sprawie napisów, lecz również w życiu codziennym
/.../ Jak do nas przyjechali na wakacje nasi znajomi,
zastanawiali się, czy przypadkiem Czesi nie są tu uciskani.
Ich zdaniem nie potrafili by tu żyć.” I
riposta Jana: „Czy pomyślałeś Moravaku z czego to
wynika? Ziemia Cieszyńska nie jest taką samą częścią
republiki, jak pozostałe. To nie jest ani czeska, ani morawska
ziemia. To ziemia polska, która znalazła się w
Republice po tym, jak 23 stycznia 1919 wojsko czeskie siłą
dokonało na nią agresji. To wy zachowujecie się na tej ziemi
jak okupanci. Nie twierdzę, że jesteście okupantami.
Okupantami byli czescy urzędnicy, żandarmi i nauczyciele, którzy
tu świadomie przywędrowali po roku 1920, by czechizować
Zaolzie. Wy już okupantami nie jesteście. Wy się jak okupanci
zachowujecie. A dlaczego? Bo Wam nic na temat tej ziemi nie
wiadomo. Nie znacie jej historii, ani jej kultury.
Przyprowadziliście się tu, bo uważaliście, że mieszkać w
Cieszynie, lub Trzyńcu to tak samo, jak mieszkać gdzieś pod
Pragą lub Brnem. Dopiero tu zobaczyliście, że to co innego.
Czujecie się z tym źle . Zamiast się starać zrozumieć tych
ludzi, którzy mieszkają tu od wieków, poznać ich zwyczaje, język
i kulturę, Wy się szarpiecie i złościcie i chcecie ich
wszystkich przerobić na takich samych Czechów jakimi jesteście
Wy. To ta główna przyczyna konfliktów. Wy
tego nawet nie wiecie (albo nie chcecie wiedzieć?), czujecie,
że coś tu z Waszą obecnością jest nie w porządku, że nie
jesteście tu „u siebie” i jak tylko zobaczycie gdzieś jakiś
ślad polskości, chcecie go z miejsca usunąć, zakrzyczeć,
zasmarować, zniszczyć, by wyglądało to tu jak w innych
miejscach Republiki. Tak samo wygląda sprawa tych polskich
napisów, o które tu przede wszystkim chodzi. Takim swoim postępowaniem
dajecie tylko świadectwo, że nadal – po 86 latach –
czujecie się na Śląsku Cieszyńskim jak okupanci, po
drugie – że nie zrozumieliście, co zdarzyło się po
roku 1989, że demokratyczne społeczeństwo we współczesnej
Europie nie może się zachowywać jak za czasów komuny,
ksenofobicznie i nietolerancyjnie, po trzecie zaś - dajecie nam
powód i uzasadnienie tego, byśmy się my Polacy
nie czuli równoprawnymi obywatelami Republiki Czeskiej,
takimi jak Wy. Tego, co się stało w r. 1920 już nikt nie odwróci.
Teraz jesteśmy i Polakami i lojalnymi obywatelami Republiki
Czeskiej. Jeśli jednak Wy nie pozwolicie nam korzystać z przysługujących
nam praw (takich, jakie mają mniejszości w całej Unii
Europejskiej, do których należą między innymi napisy w języku
ojczystym), będziecie bez przerwy obrażali ten język i kulturę,
będziecie nas ciągle posyłać za Olzę, może się to kiedyś
źle skończyć. Pomyślcie o tym.” (podktreśl. Red) O polskojęzycznych tablicach nie będą decydować
„szkopyrtocy”! Nie
chcąc przeciągać omawiania tej dyskusji, która na
trzynieckim forum trwa już od dłuższego czasu, zacytuję
jeszcze jeden post, znanego mi z innych forów dyskusyjnych,
wiecznego optymisty Czesila: „Tablice będą i kropka. Jest
tylko kwestią czasu wdrożenie tego, co jest wymagane, nie
proszone. Minie jakiś czas i emocje opadną. Odtąd stosowanie
literackiej polszczyzny będzie standardem, który da nam
faktyczny i namacalny dowód bycia Polakami, jako autochtonami
tej ziemi. Znajomość języka literackiego okaże się być
kartą przetargową np. podczas rozmowy kwalifikacyjnej na
stanowisko urzędnika, gdzie - logicznie biorąc - język polski
będzie faworyzowany przed angielskim z racji jego zastosowania
w praktyce. Być może, w taki oto sposób szkopyrtocy zrozumieją,
iż wysyłanie dziatwy do szkół czeskich było kardynalnym błędem,
bo będzie im o wiele trudniej znaleźć odpowiednie
zatrudnienie. Będą zatem zmuszeni do opuszczania ŚĆ i wyjeżdżania
w głąb kraju w poszukiwaniu pracy, tam zaś rodowici Czesi będą
im zwracać uwagę na niską kondycję ich czeszczyzny. Podsumowując:
Polacy nareszcie otrzymują silny fundament, na którym można
dużo zdziałać. W życiu codziennym daje nam to fizyczny atut,
na który można się powołać. Inaczej mówiąc, przychodząc
do urzędu gminnego i stosując gwarę, bądź jej literacki
odpowiednik, jako język komunikacji międzyludzkiej,
otrzymujemy odgórną i legalną akceptację tego języka, której
już nie ma prawa zagrozić wymówka ze strony urzędnika „já
vám nerozím, jste v Cesku, tak mluvte česky”.
Czesi, a mam tu na myśli tych z pierwszego, bądź drugiego
pokolenia, odczują niedowartościowanie spowodowane
nieodpowiednią decyzją ich przodków, którzy woleli
„sprzedać dupę” ludności napływowej. Rodowici Czesi,
jako naród tolerancyjny, będą dumni z tak przykładnej
sytuacji, jaka zaowocuje poprzez ustawowe wprowadzenie polskojęzycznych
tablic. Oczywiście dwujęzyczne tablice są tylko jednym z
elementów wielkiego zbioru innych części i w odpowiedniej
kolejności wdrażane. Pozdrawiam wszystkich Polaków i Czechów,
pomijając przy tym szkopyrtoków”. Oj
chciałoby się mieć tyle młodzieńczej fantazji i... (czyżby?)
optymizmu, jak Czesil, który następnego dnia napisał: „...tu
wcale nie chodzi o to, że znam język czeski i dlatego nie
potrzeba mi polskich wersji. Dla mnie język czeski, niemiecki,
angielski, rosyjski, słowacki etc. są języklami OBCYMI, które
– aczkolwiek je znam – są mi obce w odróżnieniu od języka
ojczystego, czyli polskiego /.../ jako autochton mam do tego
prawo”. Na zakończenie jeszcze – dla czytelników z głębi kraju i innych regionów oraz krajów, którym są obce sprawy praw mniejszości, streszczam wyjaśnienia „siwego33” na temat Europejskiej karty języków regionalnych i mniejszościowych. „Republika Czeska ratyfikowała tę Kartę. W myśl jej postanowień, język polski w powiecie karwińskim i frydecko-misteckim (tj. jego zaolziańskiej części, będącej wcześniej powiatem sądowym jabłonkowskim i czesko-cieszyńskim, dołączonym na mocy wynaradawiającego, asymilizacyjnego rozporządzenia władz czeskich w latach 60-tych do powiatu frydecko-misteckiego – wyjaśnienie Red.), powinien być teraz stosowany na równych prawach z językiem czeskim. Karta jest dokumentem, dotyczącym wszystkich mieszkańców, których zobowiązuje do ratowania historycznego i tradycyjnego języka naszego regionu. To nie tylko Polak powinien go wszędzie – w sklepie, na poczcie i w urzędzie stosować, ale i absolwent czeskiej szkoły, który zna ten język, gdyż mówiono nim w rodzinie. Nasza cieszyńska gwara jest bowiem, jak wszystkim wiadomo, formą języka polskiego, zaś Europejska karta została wymyślona dla ratowania języków regionalnych i mniejszościowych. Takich obszarów, jak nasz, w których po I wojnie światowej stworzono granice nie respektując języka większości jest w Europie ponad 40”. Z
własnego podwórka Polscy uczestnicy trzynieckiego forum przeszli w tym momencie na inny, czysto środowiskowy temat. Ich dalsza dyskusja dotyczyła konfliktu pokoleń w działalności polskich organizacji zaolziańskich. Jestem przedstawicielką starszego pokolenia i to pokolenie reprezentują moi zaolziańscy znajomi, ale dyskusja zainicjowana przez młodych Zaolzian niezmiernie mnie ucieszyła. Jestem przekonana, że warto stworzyć pomost pomiędzy pokoleniami. Sama słyszałam wersję seniorów, dotyczącą tego, na co się skarżą młodzi Zaolzianie. Moje pokolenie zbudowało i utrzymuje liczne domy PZKO. Forumowicze mają do nich żal, że nie udostępniają im tych lokali na co dzień. Starzy są przekonani, że młodzi chcą się tylko bawić, urządzają dyskoteki, hałasują, nie sprzątają po sobie. Słusznie. Gra musi się toczyć fair. Młodzi jednak też słusznie uważają, że mają swoje prawa, zaś to o czym oni piszą w tej dyskusji, nie dociera do starszego pokolenia, bo starzy nie mają nawyku przeglądania internetu. Zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Może moja klasa jest pod tym względem wyjątkowo oporna, ale choć wśród moich kolegów i koleżanek było siedmiu inżynierów, dwoje dziennikarzy, troje nauczycieli, troje lekarzy, dwie farmaceutki itd., jak stwierdziłam na naszym ostatnim spotkaniu koleżeńskim, adres e-mailowy, pośród żyjących jeszcze kilkunastu koleżanek i kolegów, posiadają tylko dwie osoby. Proponuję zatem, że w następnym, świątecznym numerze zamieścimy życzenia i postulaty, których jest na omawianym forum sporo, a chętnie przyjmiemy i inne nadesłane w krótkim terminie drogą e-mailową. W krótkim terminie, bo jak to przed świętami – chciałabym się kolejnym numerem zająć nieco wcześniej. W każdym naszym serwisie jest na końcu wersja do druku. Wystarczy wydrukować, odpowiednio posklejać, powielić i rozdać seniorom - na przykład prezesom poszczególnych kół - w prezencie gwiazdkowym. Niech wiedzą co boli młodych, a jeśli nawet wiedzą, niech o tym ponownie przeczytają. Im z całą pewnością też nie są te sprawy obojętne. Może dojdzie do porozumienia pokoleń, czego sobie i obecnym polskim mieszkańcom Zaolzia życzę, dedykując równocześnie wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Ojczyzna”. Alicja
Sęk
|
||||
|